Dzien jak codzien: zakupy w markecie, jajeczniczka made by Ola (pycha), piwko, plazowanie, caipirinha od sprzedawcy plazowego (nagralem filmik komorka jak robil:P), probowanie krewetek (calkiem calkiem), kradziez torby z portfelem i komorka, kapiel w oceanie...normalny dzien w Rio:)
Po kradziezy juz odetchnalem i pogodzilem z mysla... trzeba bardziej uwazac i tyle:)
Nie udalo sie zablkowac telefonu, ale wylaczylismy Roaming (dzieki Renatko i Darku za pomoc!!!) chyba juz nic mi nie grozi:)
Kapiel w oceanie boska!! Woda ktora na pierwsze wrazenie jest dosyc zimna jest okrutnie przyjemna, fale maja ponad metr wiec nie ma sie zadnej kontroli, targa toba we wszystkie strony:) Robson zostal przeciagniety po dnie, mnie wciagnalo pod wode na 15-20 sekund:) czad!!!
Fajnie by sie tu surfowalo!!
potem szybki posilek w knajpie z zarciem na wage, pyszna kolacja po emocjach i zmeczeniu na plazy:)
a potem padlismy!
obudzil mnie dzwonek o przyjemnym brzmieniu jakby sie zul zerzygal:P
ale wiedzialem ze dotarly wreszcie nasze bagaze!!
wszyscy zadowoleni: Ola dostala kielbase, Robson odzyskal swoje gacie Brazylii:)