Miala byc pobudka o 5:40, ale wiadomo...Zbudzil mnie dopiero Robert pukajacy radosnie do drzwi o godzinie 6:)
Szybkie mycie, pozywne i potrojne sniadanie (slodkie placki z pomidorem:) i w droge.
Madryt zwiedzilismy doslownie sprintem. Najpierw metrem do centrumu, i pieszo wzdluz Castello Real przez przepiekne parki, uliczki, palace, place zabaw... ta wyprawa dala mi do zrozumienia, ze powinienem wrocic do biegania, a za trenera personalnego brac Roberta:P
Zrobilismy pare zdjec, przeslalismy pozdrowienia do Polski i wrocilismy do hotelu. Nie obylo sie bez ladowania baterii w postaci zimnego piwka:) Prawie spoznilismy sie na samolot,, ale piwko musialo byc:)
Udalo nam sie przyoszczedzic niemalo pieniedzy, bo spod naszego jezdzil przepiekny busik marki mercedes z jasna tapicerka...u nas ze swieca takeigo szukac... i calkowicie darmo:) pod sam terminal:) mielismy isc pieszo, ale Robert dal za wygrana:)